Większość z nas szukając projektu domu jednorodzinnego w katalogach, bądź u architekta, wyraża chęć zakupu projektu domu ze skośnym dachem. Można by było się zastanowić, co spowodowało takie upodobanie?
Nie jestem przeciwniczką skośnych dachów, patrząc na współczesne osiedla domków jednorodzinnych. Jestem jednak zmartwiona, że nie potrafimy myśleć architekturą w sposób świadomy.
Zwracając uwagę na historię polskiej architektury na przełomie wieków występowały skośne dachy z nachyleniem najczęściej 45 stopni (na przykład dom z Wielkopolski). W dzisiejszych czasach obserwując nowe osiedla, nie trudno zauważyć, że przeważają domy z dachami kopertowymi, kolumienkami, wykuszami. W żaden sposób nie odwołują się one do tradycji polskiego budownictwa. Skąd się u nas wzięła taka tendencja? Nie jestem przeciwniczką skośnych dachów, patrząc na współczesne osiedla domków jednorodzinnych. Jestem jednak zmartwiona, że nie potrafimy myśleć architekturą w sposób świadomy.
Samodzielna edukacja
Zanim jeszcze zaczęła się moja przygoda z projektowaniem na dobre, zadałam sobie pytanie, skąd u nas takie upodobanie. Mając świadomość rozwoju architektury, przełomów, aktualnych i trendów przeszłości, wysunęły mi się dwa aspekty społeczne, które powodują takie zjawisko. Pierwszym z nich jest, jak każdy chyba już wie, znienawidzony wygląd tytułowych „amerykanów”, które w znaczący sposób odbiły społeczne piętno na postrzeganiu nowoczesnej architektury. Wiedza o współczesnych trendach i przewrotach jest niewielka w świadomości Polaków. Na tym polu kuleje edukacja, a to co nieznane i nowe, zazwyczaj nie przyjmuje się dobrze.
Złe skojarzenia: konsekwencje PRL-u
Ostatni ustrój polityczny odbił się bardzo mocno również na architekturze i jego konsekwencje widoczne są do dzisiaj. W aspekcie społecznym szczególne znaczenie mają domy jednorodzinne: bliźniaki z lat PRL-owskich czy słynne „amerykany”, które zapełniają ulicę po ulicy polskich miast. Dla najmłodszych czytelników zaznaczam, że nazwa ta tyczy się domów jednorodzinnych – „kostek”. Powstały w latach wielkiego kryzysu socjalizmu, kiedy brak materiałów budowlanych był powszechny. Zły wygląd spowodowany najtańszymi kosztami i niekoniecznie udany układ funkcjonalny, jak również wielka powtarzalność domów spowodowały negatywne oddziaływanie na nowoczesne projekty z płaskim dachem. Nawet te dobre, choć przez większość niedoceniane. Nie mam jednak na myśli, żeby oddać się całkowicie w ręce architekta, jednak żeby zaufać jego radom. On świadomie stąpa po ścieżce architektonicznej.
Oczywiście praca architekta nad domem jednorodzinnym jest dość szczególna, gdyż projekt postawiony z jego kreski dotyka bardzo znacząco przyszłego mieszkańca. To właśnie mieszkaniec ma być użytkownikiem przyszłej budowli. Jednakże obserwując sytuacje polskich osiedli przepełnionych domkami z kopertowym dachem ze smutkiem patrzę w przyszły wygląd miast. Wspomnienia osiedli z PRL-u naszych potencjalnych klientów (zazwyczaj są to osoby po 30-stce lub w średnim wieku) powodują, że większość z nich wybierze dom ze skośnym dachem. Oczywiście nie jest to do końca niewłaściwe. Niewłaściwym staje się w momencie kiedy dach stawia się zupełnie odmienny niż sąsiedztwo dookoła. Dodaje się do niego na przykład wykusz z kolumienkami, do tego jeszcze bez belkowania. Z oddziaływania „kostki” na naszych potencjalnych klientów, przechodzimy łagodnie w aspekt dotyczący świadomości architektury nowoczesnej, a raczej jej braku.
Trudne porozumienie: architekt – klient
W naszym kraju wszyscy znamy się na medycynie i budownictwie.
Odrzuca się to, czego się nie rozumie i nie zna.
Dlaczego tak często klient nie rozumie architekta? Często spotykamy się w pracy z klientem, który nie traktuje nas jak specjalistów, do których przychodzi się o poradę i konkretną usługę. Oczywiście każdy projekt to rzecz gustu. Klient będzie mieszkał w zaprojektowanym przez nas domu, a nie my. W naszym kraju wszyscy znamy się na medycynie i budownictwie. Koniecznie oczywiście trzeba wyrażać swoje opinie i gusta. Warto jednak również słuchać, bo my angażując się nie chcemy zrobić złego projektu. Różnice gustów i zdań pomiędzy klientem i architektem wynikają często z braku edukacji architektonicznej w czasach szkolnych, podczas których narasta świadomość sztuki, literatury. Brak w niej jednak aspektu architektonicznego, który dotyka nas codziennie i przy każdej naszej czynności.
A łuki?
Czy nie zastanawialiście się kiedyś dlaczego budowano kopuły i łuki w starożytności, dachy skośne w gotyku, a dopiero we współczesności płaskie dachy? Nie było to wynikiem gustu lub upodobań. Było dążeniem do nowych, pięknych możliwości budowlanych, osiągnięć technologicznych, które pozwoliły na takie rozwiązania.
W szkołach uczymy się o starożytności. Każdy z nas wie, czym są greckie porządki, renesansowe kopuły czy barokowe złocenia. Rzadko kto jednak orientuje się na czym polegał modernizm, dlaczego wielka płyta była dobrym rozwiązaniem. I dlaczego „kostki” nie możemy nazwać modernizmem. Odrzuca się to, czego się nie rozumie i nie zna. Dach skośny znamy z architektury wernakularnej i z ubogiej lekcji historii architektury. Kto z nas uczył się w szkole średniej o przemianach myśli architektonicznej lat 20-tych XX wieku, o osiedlu Weißenhof, Bauhausie, które do teraz mają wpływ na współczesną architekturę? A przecież o Picasso się uczymy, a lata 20-ste XX wieku, to szczyt jego twórczości. Nie wieszamy sobie na każdym rogu jego prac, a architekturę dotykamy, odczuwamy.
To ona kształtuje naszą drogę do pracy, nawet do łazienki. Obserwujemy ją codziennie w każdym miejscu, gdzie człowiek zaznaczył swój ślad. Dlaczego pominęliśmy jedną z najważniejszych dziedzin codziennego życia w naszej edukacji? Kto z nas zna Meiera, La Cobusiera, Piano czy Rohe? Ja o nich dowiedziałam się na studiach, a ich twórczość wpływa na nas codziennie. Kiedyś również bardzo lubiłam stare domy, perspektywy uliczek średniowiecznych miast, ale dopiero na studiach architektonicznych zrozumiałam czym jest tak naprawdę architektura nowoczesna i dlaczego te prawdziwe odwołania do tradycji powinny budować krajobraz i spuściznę dla przyszłych pokoleń.
Rozsądna wolność: cukierki a architektura
Negatywne odczucia związane ze starym ustrojem, niefunkcjonalną, narzuconą formą domu, brak edukacji, jak również zachłyśnięcie się różnorodnością i wolnością (zapewnioną niestety również przez brak miejscowych planów zagospodarowania), skutkuje kiepskimi jakościowo projektami katalogowymi, w których wykusze i kolumienki przyświecają wejście do domu. To co nie posiada żadnego uzasadnienia architektonicznego i nie powinno być wybierane przez świadomego klienta, budowane jest na pęczki. Może ktoś skomentować: tak, ale przecież to zaprojektowali architekci. Wtedy przypomnijmy sobie o najważniejszej zasadzie kapitalizmu, który dał nam właśnie wolność wyboru, że popyt i podaż są nierozdzielne. Pozwolę sobie na porównanie dzisiejszej architektury do słodyczy. W czasach PRL-u nie było nic ciekawego.
Edukacja architektoniczna była bardzo uboga (co się nie zmieniło), gdyż modernizm wypływający z Europy Zachodniej został stłamszony przez socrealistyczną architekturę bloku wschodniego. Cukierków też nie było, tylko czekoladopodobne tabliczki. Gdy pojawił się kapitalizm zachłysnęliśmy się i wyborem architektury, i różnorodnością słodyczy. Nie myśląc o konsekwencjach zdrowotnych karmiliśmy cukierkami dzieci i siebie. Sama zajadałam się ciągle słodkim. Teraz przyszła świadomość zdrowego odżywania i powiedzenie: „jesteś tym co jesz” wybrzmiewa zawsze przed kupnem czegoś niezdrowego. Mam nadzieję, że następne pokolenie również zmieni sposób myślenia o architekturze. Posługując się znanymi słowami słynnego architekta Bauhausu, Waltera Gropiusa: „społeczeństwo ma taką architekturę, na jaką zasługuję”. Dodam tylko, do jakiej dojrzało. Mam nadzieję, że w przyszłości ludzie bardziej świadomie będą kupować następne „cukierki”.